Pomóż Konnej Przystani
Gospodarstwo "Konna Przystań. Wyprawy w nieznane" w Maciejowicach pod Krakowem oraz jej właściciele Ania i Daniel przeżywają teraz trudny czas. Trzy miesiące temu Daniel - mąż Ani, gospodarz i opiekun gospodarstwa, uległ bardzo poważnemu wypadkowi, w skutek którego doznał uszkodzenia kręgosłupa. Przebywa w Zakładzie Opieki Lekarskiej. Ania wraz z 12-letnim synem została sama na gospodarstwie w trudnej sytuacji materialnej. Epidemia dodatkowo znacznie utrudnia sytuację.
Daniel robił wszystko w gospodarstwie, sam zbudował stajnię, zrobił ujeżdżalnię, zdążył wyremontować część domu. Był jedynym żywicielem rodziny.
- Dzielimy się opieką przy koniach, wykonujemy bieżące prace i naprawy w gospodarstwie. Jesteśmy z nią cały czas. Naszych sił, starań i zasobów zaczyna jednak brakować. Dlatego zwracamy się do was, ludzi o dobrych sercach, z prośbą o wsparcie. Annie, w gospodarstwie potrzebna jest każda pomoc: fizyczna, i finansowa, i rzeczowa, i usługowa - mówią przyjaciele właścicieli Konnej Przystani, którzy zorganizowali zbiórkę na rzecz Ani i Daniela.
- Planowaliśmy ślub na wrzesień, a potem na spokojnie mieliśmy zacząć się rozglądać za naszym wspólnym miejscem. Życie zweryfikowało ten plan i musieliśmy jak najszybciej znaleźć dom dla nas i naszych koni. Ale może tak miało być? Bo inaczej nie trafilibyśmy na gospodarstwo w Maciejowicach? Miejsce, w które trzeba było włożyć ogrom pracy, ale które miało "to coś", co sprawiło, że zaczęliśmy postrzegać ten kawałek ziemi z zabudowaniami jako dom - opowiada Anna Kalbarczyk-Wywiał. - Podjęliśmy decyzję, dokonaliśmy zakupu. W tym wszystkim ślub, przyjęcie dla bliskich znajomych, podszyte delikatnym smakiem pożegnania z dotychczasowym życiem. Wszystko miało się zacząć od nowa. Od nowa, ale na lepsze.
Zaraz po ślubie Daniel wyjechał do gospodarstwa, przygotować ją do zamieszkania.
- Po miesiącu rozłąki mogliśmy znów się spotkać już wszyscy razem: my, nasze konie, psy i koty. Pracy był niewyobrażalny ogrom, remont domu, obejścia, zbudowanie od nowa stajni, pastwisk, ujeżdżalni dla koni. Doglądanie 12 kopytnych i opieka nad nimi również zabierała większą część doby. Ale to było to. To chcieliśmy robić, byliśmy szczęśliwi, wreszcie u siebie. To nic, że początki trudne, że byliśmy wyczerpani pracą na pełnych obrotach - to wszystko zbliżało nas do naszego marzenia, które na naszych oczach stawało się realne. Wtedy też pojawiła się nazwa naszego domu: Konna Przystań. Miejsce przyjazne, ciepłe, otwarte. Mieliśmy wizję i robiliśmy wszystko, by ją urzeczywistnić. Wiedzieliśmy, że damy radę, ze wszystkim sobie przecież poradzimy - kontynuuje opowieść Anna.
Odnowienie gospodarstwa, budowa i konieczne inwestycje pochłaniały nie tylko czas, ale i pieniądze. Wszystko to zmusiło do podjęcia decyzji o podjęciu przez Daniela pracy. Miał doświadczenie w budowlance, szybko znalazł zajęcie.
- Siedemnasty lutego. Daniel pojechał jak co dzień do pracy. Telefon dzwoni. Wypadek? Podróż do szpitala. To chyba jakiś sen. Rokowania? Cud, że żyje. Ale proszę liczyć się z najgorszym. Przerwany rdzeń, brak czucia w nogach, rękach, wszystkie żebra z lewej strony złamane. Z takich upadków się nie wychodzi. W najlepszym scenariuszu wózek. Tego samego dnia odbyła się operacja, niestety stan był na tyle ciężki, że nie dało się określić, co tak naprawdę się stało, organizm mógł nie wytrzymać większych ingerencji. Po kilku dniach pojawiła się odma, płuca odmówiły posłuszeństwa. Respirator, śpiączka farmakologiczna. Potem, gdy stan nieco się poprawił, próbowano go wybudzać; niestety płuca szybko się rozleniwiają, nie chciały "zaskoczyć". Znów słowa: "niech pani się przygotuje, że on już może zostać pod tym respiratorem" - wspomina z bólem żona Daniela.
Syn, 12 koni, 4 psy i 2 koty potrzebowali opieki, remont domu trwał, a Daniel trafił do szpitala.
- Wtedy okazało się, że tak całkiem samemu na tej wsi się nie jest. Otrzymaliśmy wielkie wsparcie i pomoc od naszych przyjaciół i znajomych z Krakowa. Od lokalnych OSP, z OSP Balice na czele, od pani sołtys Beaty Boś, od wielu sąsiadów i okolicznych mieszkańców. Pomogli z zapasami siana, słomy, paszy, przy najpilniejszych pracach w Konnej Przystani - mówi z wdzięcznością Anna. Mniej więcej wtedy płuca Daniela zaczęły znów pracować samodzielnie, wybudzono go ze śpiączki i rozpoczął rehabilitację. Codzienne odwiedziny zostały przerwane przez pandemię, która opóźniła również jeździecki start w Przystani.
Pomimo to, życie się nie zatrzymało, trzeba było iść do przodu. Wszystko się zmieniło, poza jedną rzeczą: dać z siebie wszystko w imię marzeń. Każdego dnia realizować je krok po kroku, nie poddawać się - twierdzi Anna i prosi o pomoc w tej drodze.
***
Artykuł powstał w ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA, podczas której będziemy łączyć tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!